Wielka historia rozdawania paczek w Centrum Zdrowia Matki Polki zaczęła się od Kacpra Prymasa , który mnóstwo czasu spędzał na oddziale kardiologicznym tego szpitala, bo- o czym nie wszyscy wiedzą- Kacper urodził się z połową serduszka i to tutejsi lekarze uratowali naszemu Komandosowi życie i wspierają w leczeniu po dziś dzień. Chłopiec stał się inspiracją dla swojej nauczycielki – która słuchając opowieści Kacpra o dzieciach zmożonych chorobą, cierpieniem, smutkiem wypowiedziała brzemienne w skutki słowo :”pomożemy?”…. I pomogli … I pomagają każdego roku. Dzisiaj to był szósty raz.
Dwie niesamowite, małe, zdeterminowane babeczki dwoiły się i troiły, żeby zdobyć potrzebne fanty i zapełnić nimi paczki dla chorych pacjentów łódzkiej placówki. Wcale nie było lekko. Gosia i Sylwia popadły już nawet w lekką rozpacz, że tak naprawdę nie będzie z czym wyruszyć do Łodzi… I wtedy do akcji wkroczyła Wataha 4101 i Pomoc dla Weterana. Nasze apele o wsparcie i pomoc spotkały się z niesamowitym odzewem Polonii holenderskiej a także grupy airsoftowej. W Holandii Karol Carlos Majak niczym zarządca magicznej krainy w przeciągu kilku dni zorganizował transport busa wypełnionego zabawkami, który dotarł do Jaworzyny Ślaskiej na czas, a tam w Szkole Podstawowej im. Marii Konopnickiej pracowite ręce zadbały o to, aby segregować, dzielić i dopasowywać zabawki do wieku a nawet płci dzieci, bo byłoby niewyobrażalnym faux pas obdarowywać chłopców lalkami, prawda? W życiu tak już bywa, że dobry przykład przyciąga kolejne dobre uczynki, zatem i w Jaworzynie Ślaskiej Mikołaj rozwiązał wór z prezentami i dziewczynom udało się uzbierać naprawdę bardzo dużo rzeczy, którymi dzieci będą się cieszyć przez długie Tak naprawdę rozmach akcji przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Wielkie serca ludzi, którzy zechcieli się przyłączyć do akcji , ich niespotykane dobro i zaangażowanie umocniły moją wiarę w ludzi i teraz żadna złowroga siła nie jest w stanie nią zachwiać…
Dzisiaj przybyliśmy do Centrum Zdrowia Matki Polki z rożnych zakątków kraju. Pokonaliśmy setki kilometrów, aby ze szpitalnych oddziałów przegonić widmo smutku i strachu czające się zdradziecko w powietrzu. Szliśmy objuczeni dziesiątkami paczek niczym kolorowa karawana prowadzona przez Kacpra….I nie było nikogo, kto by się za nami nie obejrzał…I nie było żadnego dziecka, które nie otworzyłoby buzi zadziwione cudnym widokiem. W Centrum Zdrowia Matki Polki powiało ciepłem i radością .
Rozlokowaliśmy się na gościnnym oddziale u pani profesor Moll, która- gdyby tylko mogła, to przychyliłaby nam nieba. Kolejna drobna, cudowna kobieta o wielkim, dobrym sercu, uwielbiana przez wszystkich. Dziesiątki paczek poukładanych pod choinką przyciągały wzrok i trzymały dzieci w prawdziwym napięciu i oczekiwaniu na spotkanie z Mikołajem, ale najpierw Massimiliano Leszek Sołek z Akademii Sztuk Walki „Snake” -pokazał próbkę swoich umiejętności z wyjątkowym sparingpartnerem- Kacprem Prymasem. Dzieci siedziały onieśmielone nalotem obcych ludzi, zamieszaniem, ale też mundurami moich Braci, którzy uświetnili ten dzień swoją obecnością. Z każdą mijającą minutą robiło się jednak coraz milej, rodziła się miedzy nami i chorymi maluchami bliskość, bo jak nie otworzyć serca przed tymi najdzielniejszymi z dzielnych, którzy każdego dnia walczą o życie, zdrowie – bez protestów i płaczu przyjmując swój los i zawstydzając nas- dorosłych swoją postawą. Wizyta w takim miejscu sprawia, że zaczynamy z dystansem patrzeć na to, czemu poświęcamy swój czas, marzenia, energię. Kwintesencja tego, co naprawdę ważne znajduje się na każdym szpitalnym oddziale….Znajduje się w uśmiechu dziecka i nadziei jego rodziców, dla których każdy dzień jest prawdziwym cudem.
Bardzo dziękuję Tomkowi Libnerowi – byłemu żołnierzowi JW Grom, który urozmaicił dzieciom czas pokazywaniem i przymierzaniem szpeju. Każdy chciał mieć zdjęcie z Tomkiem a jego czarujący uśmiech i optymizm były jak powiew świeżości na szpitalnych korytarzach i salach. A potem wspólnie z Mikołajem przemierzyliśmy bolesne ścieżki kardiologii dziecięcej, kardiochirurgii i neurologii. Pochylaliśmy się z miłością nad każdym chorym maleństwem, wyciągaliśmy ręce z prezentami do każdych rączek bezlitośnie skłutych igłami wenflonów. Nie płakaliśmy. Przynieśliśmy tu radość i uśmiech. I choć tak naprawdę serca kwiliły bolesnym jękiem, to nasze usta szeptały tylko :” jak się masz , maleństwo? zdrowiej szybko i wracaj na święta do domu!”. Dzisiaj w tym szpitalu spotkałam prawdziwe życie. Wiem tylko, że miłość i ciepło zalały mnie jak rzeka i długo tego nie zapomnę.
Mam nadzieję,że wszystkie dzieci szybko wrócą do zdrowia …A my jesteśmy obłędnie szczęśliwi, że tam byliśmy, że mogliśmy dać odrobinę siebie tym , którzy nas potrzebują. To nie było żadne poświęcenie z naszej strony. „Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu” i nie ma tu nic bardziej oczywistego i prawdziwego. Swoich się nie zostawia, prawda? A te wszystkie maluchy to przecież nasi bracia i siostry, którzy walczą każdego dnia z siłą i determinacją…. tak jak Kacper, od którego zaczęła się nasza przygoda z CZMP. Kto zrozumie lepiej niż on jakie potrzeby ma chore dziecko? Kacper- podobnie jak wszystkie dzieci cieszy się z prezentów, ale najważniejsza dla niego jest miłość, przyjaźń i dobro, którego doświadcza on i wszystkie te delikatne istotki, dlatego nie bójmy się dawać im siebie . To nic nie kosztuje a zyskujemy tak wiele!
Z całego serca dziękuję za wspólną pracę Gosi Prymas , Sylwii Kieliszek i Panu Dyrektorowi szkoły w Jaworzynie Ślaskiej- Marcinowi Krukowi. Karolowi Carlosowi Majakowi i wszystkim ludziom dobrej woli z Holandii, którzy tak bardzo przyczynili się do tego, że ta akcja była spektakularna…. Grupie A.S.G i Sobieskiemu Mo… Moim Braciom żołnierzom- Tomkowi Libnerowi, Krzyśkowi Wojtuniowi , Massimiliano Leszkowi Sołkowi, Marcinowi Krupie, Wojtkowi ” Synciowi ” Brodzickiemu, Arkowi Jastrzębskiemu, Bartkowi Markowskiemu z grupy GRW GROM i oczywiście Zdzichowi Osieckiemu . Zaszczytem było być tam dzisiaj z Wami a tym , którzy być nie mogli powiem, że zostawiliśmy za sobą dobre wspomnienia, radość i łzy wzruszenia…. No tak , nie byłoby dzisiaj tego wszystkiego, gdyby nie nasza wspaniała społeczność tu i na Pomocy dla Weterana. Ktoś napisał, że Wataha to siła. Zawsze powtarzam, że RAZEM to potęga nie do pokonania! Pozdrawiamy Jaworzynę Ślaską. Mieszkają tam wspaniali ludzie i….dobrze, czas się zatrzymać w tym słowotoku, bo mogę tak przecież bez końca pisać o dobrych ludziach 🙂 Joanna Janik
Dwie niesamowite, małe, zdeterminowane babeczki dwoiły się i troiły, żeby zdobyć potrzebne fanty i zapełnić nimi paczki dla chorych pacjentów łódzkiej placówki. Wcale nie było lekko. Gosia i Sylwia popadły już nawet w lekką rozpacz, że tak naprawdę nie będzie z czym wyruszyć do Łodzi… I wtedy do akcji wkroczyła Wataha 4101 i Pomoc dla Weterana. Nasze apele o wsparcie i pomoc spotkały się z niesamowitym odzewem Polonii holenderskiej a także grupy airsoftowej. W Holandii Karol Carlos Majak niczym zarządca magicznej krainy w przeciągu kilku dni zorganizował transport busa wypełnionego zabawkami, który dotarł do Jaworzyny Ślaskiej na czas, a tam w Szkole Podstawowej im. Marii Konopnickiej pracowite ręce zadbały o to, aby segregować, dzielić i dopasowywać zabawki do wieku a nawet płci dzieci, bo byłoby niewyobrażalnym faux pas obdarowywać chłopców lalkami, prawda? W życiu tak już bywa, że dobry przykład przyciąga kolejne dobre uczynki, zatem i w Jaworzynie Ślaskiej Mikołaj rozwiązał wór z prezentami i dziewczynom udało się uzbierać naprawdę bardzo dużo rzeczy, którymi dzieci będą się cieszyć przez długie Tak naprawdę rozmach akcji przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Wielkie serca ludzi, którzy zechcieli się przyłączyć do akcji , ich niespotykane dobro i zaangażowanie umocniły moją wiarę w ludzi i teraz żadna złowroga siła nie jest w stanie nią zachwiać…
Dzisiaj przybyliśmy do Centrum Zdrowia Matki Polki z rożnych zakątków kraju. Pokonaliśmy setki kilometrów, aby ze szpitalnych oddziałów przegonić widmo smutku i strachu czające się zdradziecko w powietrzu. Szliśmy objuczeni dziesiątkami paczek niczym kolorowa karawana prowadzona przez Kacpra….I nie było nikogo, kto by się za nami nie obejrzał…I nie było żadnego dziecka, które nie otworzyłoby buzi zadziwione cudnym widokiem. W Centrum Zdrowia Matki Polki powiało ciepłem i radością .
Rozlokowaliśmy się na gościnnym oddziale u pani profesor Moll, która- gdyby tylko mogła, to przychyliłaby nam nieba. Kolejna drobna, cudowna kobieta o wielkim, dobrym sercu, uwielbiana przez wszystkich. Dziesiątki paczek poukładanych pod choinką przyciągały wzrok i trzymały dzieci w prawdziwym napięciu i oczekiwaniu na spotkanie z Mikołajem, ale najpierw Massimiliano Leszek Sołek z Akademii Sztuk Walki „Snake” -pokazał próbkę swoich umiejętności z wyjątkowym sparingpartnerem- Kacprem Prymasem. Dzieci siedziały onieśmielone nalotem obcych ludzi, zamieszaniem, ale też mundurami moich Braci, którzy uświetnili ten dzień swoją obecnością. Z każdą mijającą minutą robiło się jednak coraz milej, rodziła się miedzy nami i chorymi maluchami bliskość, bo jak nie otworzyć serca przed tymi najdzielniejszymi z dzielnych, którzy każdego dnia walczą o życie, zdrowie – bez protestów i płaczu przyjmując swój los i zawstydzając nas- dorosłych swoją postawą. Wizyta w takim miejscu sprawia, że zaczynamy z dystansem patrzeć na to, czemu poświęcamy swój czas, marzenia, energię. Kwintesencja tego, co naprawdę ważne znajduje się na każdym szpitalnym oddziale….Znajduje się w uśmiechu dziecka i nadziei jego rodziców, dla których każdy dzień jest prawdziwym cudem.
Bardzo dziękuję Tomkowi Libnerowi – byłemu żołnierzowi JW Grom, który urozmaicił dzieciom czas pokazywaniem i przymierzaniem szpeju. Każdy chciał mieć zdjęcie z Tomkiem a jego czarujący uśmiech i optymizm były jak powiew świeżości na szpitalnych korytarzach i salach. A potem wspólnie z Mikołajem przemierzyliśmy bolesne ścieżki kardiologii dziecięcej, kardiochirurgii i neurologii. Pochylaliśmy się z miłością nad każdym chorym maleństwem, wyciągaliśmy ręce z prezentami do każdych rączek bezlitośnie skłutych igłami wenflonów. Nie płakaliśmy. Przynieśliśmy tu radość i uśmiech. I choć tak naprawdę serca kwiliły bolesnym jękiem, to nasze usta szeptały tylko :” jak się masz , maleństwo? zdrowiej szybko i wracaj na święta do domu!”. Dzisiaj w tym szpitalu spotkałam prawdziwe życie. Wiem tylko, że miłość i ciepło zalały mnie jak rzeka i długo tego nie zapomnę.
Mam nadzieję,że wszystkie dzieci szybko wrócą do zdrowia …A my jesteśmy obłędnie szczęśliwi, że tam byliśmy, że mogliśmy dać odrobinę siebie tym , którzy nas potrzebują. To nie było żadne poświęcenie z naszej strony. „Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu” i nie ma tu nic bardziej oczywistego i prawdziwego. Swoich się nie zostawia, prawda? A te wszystkie maluchy to przecież nasi bracia i siostry, którzy walczą każdego dnia z siłą i determinacją…. tak jak Kacper, od którego zaczęła się nasza przygoda z CZMP. Kto zrozumie lepiej niż on jakie potrzeby ma chore dziecko? Kacper- podobnie jak wszystkie dzieci cieszy się z prezentów, ale najważniejsza dla niego jest miłość, przyjaźń i dobro, którego doświadcza on i wszystkie te delikatne istotki, dlatego nie bójmy się dawać im siebie . To nic nie kosztuje a zyskujemy tak wiele!
Z całego serca dziękuję za wspólną pracę Gosi Prymas , Sylwii Kieliszek i Panu Dyrektorowi szkoły w Jaworzynie Ślaskiej- Marcinowi Krukowi. Karolowi Carlosowi Majakowi i wszystkim ludziom dobrej woli z Holandii, którzy tak bardzo przyczynili się do tego, że ta akcja była spektakularna…. Grupie A.S.G i Sobieskiemu Mo… Moim Braciom żołnierzom- Tomkowi Libnerowi, Krzyśkowi Wojtuniowi , Massimiliano Leszkowi Sołkowi, Marcinowi Krupie, Wojtkowi ” Synciowi ” Brodzickiemu, Arkowi Jastrzębskiemu, Bartkowi Markowskiemu z grupy GRW GROM i oczywiście Zdzichowi Osieckiemu . Zaszczytem było być tam dzisiaj z Wami a tym , którzy być nie mogli powiem, że zostawiliśmy za sobą dobre wspomnienia, radość i łzy wzruszenia…. No tak , nie byłoby dzisiaj tego wszystkiego, gdyby nie nasza wspaniała społeczność tu i na Pomocy dla Weterana. Ktoś napisał, że Wataha to siła. Zawsze powtarzam, że RAZEM to potęga nie do pokonania! Pozdrawiamy Jaworzynę Ślaską. Mieszkają tam wspaniali ludzie i….dobrze, czas się zatrzymać w tym słowotoku, bo mogę tak przecież bez końca pisać o dobrych ludziach 🙂 Joanna Janik